Józef Boczek, mieszkaniec Rajczy, odwiedzał Kanadę pięciokrotnie, między RP 1991 a RP 2007. Głównym celem było spotkanie z rodziną, która wyjechała za ocean w końcówce lat osiemdziesiątych. Córka, z zawodu pielęgniarka, położna, z mężem poznali się tutaj i tu się pobrali. Wnuczki urodziły się w Beskidach, a wnuk w Kanadzie. Dziś wnuczki są po studiach, jedna ukończyła administrację państwową, następnie pracując w elitarnych biurach państwowych, natomiast druga ukończyła szkolnictwo, potem ucząc w szkole języka angielskiego i polskiego. Wnuk podjął natomiast studia medyczne. Podczas odwiedzin bazą Józefa zawsze było miasto Edmonton, stolica prowincji Alberta, które wraz z Calgary, największym miastem Alberty, gdzie w RP 1988 odbyły się XV Zimowe Igrzyska Olimpijskie tworzy gospodarcze oraz finansowe centrum tej zamożnej prowincji. W tych dwóch miastach koncentruje się ponad 80% całej populacji Alberty, co jest wskaźnikiem stopnia urbanizacji tych terenów. Dla Józefa wycieczki do Kanady zawsze były ogromnym przeżyciem. Zachwyt nad widokami nie miał granic. Józef wspomina, w odniesieniu przykładowo do przepięknych terenów Parku Narodowego Banff, najstarszego parku narodowego w Kanadzie, założonego w RP 1885, a jednocześnie drugiego na świecie po amerykańskim Yellowstone (rok założenia RP 1872 r.) czy znajdującego się w okolicach Parku Narodowego Jasper, obejmujących kanadyjski łańcuch Gór Skalistych, będących częścią Korydlierów, czy jednego z najmniejszych kanadyjskich parków narodowych Elk Park Island: "To co się tam oglądało, ile różnych widoków, to cudo". W wycieczkach po kanadyjskich górach nie przeszkadzała nawet wstawiona lata temu endoproteza. W podziw wprawiała za to kanadyjska natura: "Dziko, ale przyjemnie, powietrze eleganckie, czyściutkie jeziora, widać dno, na 5 czy 10 m. Poza tym wszystko jest zagospodarowane, tak jak ma być." Dla myśliwego, z czterdziestoletnim stażem gratką był oczywiście kontakt ze zwierzyną, której nie brakuje w Kanadzie: "Sarny, jelenie podchodziły do ludzi. Groźniejsze zwierzęta typu pumy nie zbliżały się do ludzi. To robiło wrażenie, a widziałem różne rzeczy, byłem między zwierzętami dzikimi, dużymi, między ptactwem, na jeziorach też polowałem." (Tutaj wskazuje na dwie sztuki bażantów upolowane na jeziorze w Oświęcimiu). W prowincji Alberta mieszka prawie sto osiemdziesiąt tysięcy Polaków, a w samym Edmonton ponad sześćdziesiąt tysięcy. Znajdują się tu prężne ośrodki życia polonijnego, w tym parafie katolickie, szkoły polskie oraz Dom Polski. W czasie wizyt Józef poznał między innymi właściciela zakładu masarniczego, z którym miał wspólny temat, gdyż sam również kilkanaście lat pracował w takim zakładzie. Jak wspomina: "Dogadaliśmy się, mówi mi Józek masz byt zapewniony u mnie. Będziesz zapisany na kartce u żony, kiedy przyjdziesz, dostaniesz to, co będziesz chciał. Za darmo. Przygotowane było zawsze. Inny spotkany znajomy, mówił zaś, że zna nasze górskie strony." Józef dzieli się także tym, że siostra lata temu również wyjechała do Kanady, a jej dzieci mieszkają w Vancouver, w prownicji Brytyjska Kolumbia, mieście pamiętnej dla Polaków XXI zimowej olimpiady. Kiedyś prowadzili sklep gospodarstwa domowego. Dziś, na przykład, syn siostry mieszka w Powell River, gdzie jest leśniczym, pełni funkcję związaną z nadzorem nad lasami, które kontroluje także latając nad nimi helikopterem. Został również myśliwym, jak jedzie na polowanie, to zwykle przywozi parę sztuk zwierzyny. Na myśl o przebytej trasie, by odwiedzić ukochaną rodzinę i Kanadę, Józef wspomina podróże samolotem z Warszawy do Edmonton, ale też przemierzone kilometry na ziemi kanadyjskiej, jak na przykład wycieczkę okrętem z Vancouver, z jedną przesiadką, do Powell River. Jak wyglądał typowy dzień w Kanadzie? Józef mówi: "Wstawałem o godzinie 8 rano, opiekowałem się dziećmi, musiałem odprawić do szkoły, jak wracały ze szkoły, to ich przyjąć, takie miałem zajęcia. W tym budynku, gdzie mieszkaliśmy mieszkała też rodzina z Zabrza, zżyliśmy się, czasami opiekowałem się ich dziećmi. Najlepsze były soboty, weekendy, jak była pogoda to się jechało na wycieczkę. Są takie place pięknie zrobione, zabudowane, porobione stanowiska paleniskowe, drewno, wszystko przygotowane kapitalnie. Tam się spotykała masa ludzi, różnej narodowości, nawiązywało się kontakty z ludźmi z całego świata. Były w pięknych miejscach, w okolicach jezior. Miejsce była dla każdego." Podsumowując Józef stwierdza: "Jakbym mógł to wybrałbym się jeszcze raz do Kanady."

Artykuł powstał na podstawie rozmowy Piotra Motyki z p. Józefem Boczkiem.

Zdjęcia: Archiwum Józefa Boczka, RP 2019.

Źródło: Beskidzkie Towarzystwo Oświatowe, Milówka, RP 2019.