Drukuj
Kategoria: Aktualności

1.JPG

Rzut oka na Wschód - Rumunia (część pierwsza)

...a właściwie najbardziej wschodnia jej część- wybrzeże Morza Czarnego.

Konstanca-niegdyś kurort, potem miasto przemysłowe, a zanim rumuńskie, to greckie i tureckie- nie robi dobrego pierwszego wrażenia. Zwłaszcza, w upale, po prawie trzydziestu godzinach spędzonych w autobusie, kiedy trafia się na dworzec (a raczej dworce), a busowi naganiacze za wszelką cenę chcą cię wyekspediować w kierunku dokładnie przeciwnym do zamierzonego.

Konstanca widziana po raz pierwszy w sierpniowe gorące przedpołudnie, nie robi też pierwszego złego wrażenia. Bo jeżeli znajdując się w nowym miejscu, wyłączasz codzienny sposób myślenia  (który lubi segregować i oznaczać np. "ładne"- "brzydkie"), wszystko staje się potencjalnie interesujące (choć nie wszystko takie naprawdę bywa). Ot, zasada domniemanego zaintrygowania. Miej zaufanie do każdego miejsca, dopóki choć trochę go nie poznasz, nie wydawaj wyroku...

Plecaki upchnięte na metalowej półce, czekają na nasz powrót w przechowalni, a my ruszamy zdecydowanym krokiem, w jasno określonym celu- na plażę, ku wodzie słonej i ciepłej. Niestraszny nam "festiwal" wakacyjnej "muzyki" zarykującej wspomnianą plażę, ani tłum i zapach smażonej kiełbasy. Nie wiem czy dla wszystkich, ale z pewnością dla części ludzi na co dzień oddalonych od najbliższego morza/oceanu o co najmniej 600 kilometrów, każde spotkanie z nim budzi radość i zdziwienie - że takie wielkie, że bezkresne, tyle wody na raz, i te fale, tak bez ustanku się rozmywają na brzegu. W tym momencie zdziwienie wzbudzi jeszcze fakt, że tak płytkie- możesz wejść kilkanaście (lub więcej) metrów w głąb a woda sięga kolan (do momentu nadejścia wyższej fali, pod którą znikasz na chwilę).

Po spotkaniu z żywiołem, idziemy przez miasto, póki co przez jego turystyczną i co wydaje się dziwne (ale nie niemiłe) pustawą część. Na Bulvardul Tomis i w najbliższej jego okolicy, dokładnie widoczny jest melanż z jakiego utkane są miasta o pogmatwanej, palimpsestowej historii (przecież nie tylko to jedno)- nowe knajpy i restauracje przeplecione z walącymi się secesyjno-wyglądającymi kamienicami, muzea, meczet i cerkwie, a gdzieś dalej blokowiska, stocznie, centra handlowe.

Zapuszczamy się w boczne uliczki, z celem i bez celu, błądzimy, wcale nie zgubieni. Teraz skręcamy gdzieś, żeby obejrzeć synagogę, która gdzieś tu powinna być. Mijana, na oko sześciolatka, woła zupełnie niewojowniczo: "Nie możecie tam wejść, ja tam mieszkam i to mój dom!" I rzeczywiście stara bożnica ukryta jest za krzakami, drzewami, a na pierwszym planie widać suszące się pranie. Zaglądając w ukryte podwórka widzisz miejsca tu zaanektowane przez ludzi, gdzie indziej przez koty- życie osiedla się wszędzie.

Autor: Katarzyna Motyka, Beskidzkie Towarzystwo Oświatowe

1.JPG 2.JPG 3.JPG

4.JPG 5.JPG 6.JPG

7.JPG 8.JPG 9.JPG

Autor: Katarzyna Motyka, Beskidzkie Towarzystwo Oświatowe